Mittwoch, 14. April 2010

Jeszcze Polska nie zginela puki my zyjemy!!! 10.04.10

Kazanie ks. Piotra Pawlukiewicz:
Wczoraj wszystkie media podały, że Pan Prezydent Lech Kaczyński i inne osoby biorące udział w delegacji nie dotarły na uroczystości katyńskie. Chrystus pozwala nam wierzyć, że Prezydent i generałowie spotkali się z żołnierzami zamordowanymi w Katyniu na Niebieskiej Paradzie – mówił w homilii ksiądz Piotr Pawlukiewicz kapelan Sejmu RP.
Z ran Chrystusa przybitego do krzyża wynikło dobro. Śmierć zaowocowała zbawieniem człowieka. Podobnie może być z tragedią pod Smoleńskiem. Z tej wielkiej rany zadanej Polsce także może wyniknąć dobro. Może ucichną nieco spory, może będziemy mieli do siebie więcej szacunku, może bardziej się zjednoczymy – mówił ks. Pawlukiewicz.
Homilia była wygłoszona podczas mszy świętej w Bazylice Świętego Krzyża w Warszawie transmitowanej na antenie Programu Pierwszego Polskiego Radia.

Jeszcze przedwczoraj inaczej planowaliśmy dzisiejsze zakończenie Oktawy Zmartwychwstania Pańskiego. Mieliśmy śpiewać radośnie Wesoły nam dzień dziś nastał, ze względu na obchodzoną Niedzielę Miłosierdzia Bożego mieliśmy rozważać czułą dobroć i miłość Zbawiciela do nas, grzeszników. Mieliśmy swoje prywatne plany spotkań, wyjazdów, do których zachęca coraz bardziej widoczna wiosna.
Ale w świetle wczorajszej tragedii wszystko to stało się jakieś inne, my staliśmy się inni, Polska stała się inna. Bez Pana Prezydenta, Jego Małżonki, bez ważnych polityków, żołnierzy, duchownych i innych osób, tak znaczących dla naszej ojczyzny.
Chyba wszyscy przeżyliśmy wczorajsze przedpołudnie tak samo – najpierw szok, wstrząs, niedowierzanie, potem nadsłuchiwanie wieści płynących ze smoleńskiego lotniska, a jeszcze potem rodzące się coraz bardziej natarczywie pytania, pytania, przed którymi – jak przed wielkim murem – staje nasz oszołomiony rozum, nasze skurczone serce: Dlaczego? Jak do tego mogło dojść? Czy tak być musiało? Czy ktoś zawinił?
Zapewne z dnia na dzień, z tygodnia na tydzień pewne fakty odsłonią się przed nami, ale nasz niepokój skłania nas do szukania głębszego wymiaru wczorajszych wydarzeń. Trzeba nam w tej chwili odsunąć pokusę wydawania zbyt szybkich i uproszczonych sądów i wniosków. Jednym z nich jest pojawiająca się w takich sytuacjach formuła: „Bóg tak chciał” czy „Było im tak widać przeznaczone”.
Bóg, stwarzając ludzi, powierzył nam ogromny dar wolności i możliwości wzajemnego wpływania na historię naszego życia. Powierzył nam misję odpowiedzialności za siebie. Boża Opatrzność czuwa nad nami, ale w swojej roztropności pozostawia przestrzeń, w której w niemałym stopniu to rodzice decydują o drodze życiowej swych dzieci, w której brat kształtuje brata, w której przełożeni dobrze, ale bywa, że i źle wpływają na życie osób im podległych. Nie tylko w rękach Boga jest nasze życie. Stwórca chce, by w dużym stopniu los ucznia był w rękach nauczyciela, los chorego zależał od starań lekarza, bezpieczeństwo pasażerów od pilota i służb naziemnych. Ludzka odpowiedzialność za siebie jest tak wielka, że możemy nawet wpływać, chcąc nie chcąc, na to, kiedy wybija ostatnia godzina życia drugiego człowieka. Nie chcę w tych myślach przemycać jakichś sugestii, to tylko przestroga przed pokusą zbyt łatwego kreowania oskarżeń i sądów, także pod adresem Pana Boga.
Jak przed pięciu laty, w Drugą Niedzielę Zmartwychwstania Pańskiego przychodzi nam przeżywać w jednym roku liturgicznym drugi Wielki Piątek. Wtedy odszedł od nas Jan Paweł II. Wielkanocne Alleluja śpiewaliśmy przez łzy. Życie nie chce się podporządkować kalendarzowi liturgicznemu. Także i wczoraj w siódmym dniu radosnego okresu Oktawy Wielkanocnej tragiczne wydarzenia zaprowadziły nas pod Krzyż. Nie usuniemy go, nie cofniemy czasu. Polska nie zapomni już o dacie 10 kwietnia 2010 roku.
Czy zostaliśmy tu zaprowadzeni przez tę tragiczną katastrofę, przez śmierć tych wspaniałych Polaków, by trwać w lęku, smutku i przerażeniu? Nie. Krzyż to miejsce odzyskiwania nadziei, to znak zwycięstwa, to znak przemiany zła w dobro. W czasie całej Męki Chrystusa, podczas Biczowania, Drogi Krzyżowej, na Jego ciało spadały uderzenia jak pociski Złego, raniąc ręce, nogi skazańca z Golgoty. Zadawane razy boleśnie raniły Zbawiciela, ale ponieważ On przyjmował je z miłością, to z tych miejsc, w której uderzała szatańska i ludzka nienawiść, spływała już za chwilę święta krew Zbawiciela. To naprawdę niesamowite – największa podłość została na krzyży zamieniona w największy skarb całej ludzkości, zło przemieniło się w dobro.
Nie cofniemy biegu wydarzeń z wczorajszego przedpołudnia, ale my, Polacy, możemy podjąć wysiłek, by uczynić to samo, co nasz Mistrz – pokrzyżować drogi złemu duchowi. Wczoraj pod Smoleńskiem ościeniem śmierci zostali dotknięci nasi bracia i siostry. Wraz z rozchodzeniem się tragicznych wieści po całej Polsce ból wlewał się w serca ich najbliższych, w serca nas wszystkich. Cała Polska została dotkliwie zraniona.
Ale jeśli będziemy mądrzy, pokorni i okażemy się być uczniami Jezusa, to z tych ran może popłynąć przeogromne dobro. Może odzyskamy utracony w pewnym stopniu dar jedności, wzajemnego szacunku? Może bardziej pokochamy Polskę, tę zranioną Polskę? Może ona stanie się duchowo ubogacona i wspanialsza?
Jak piękne jest oblicze Maryi Jasnogórskiej, mimo tego, że widnieją na nim ślady dwóch cięć. Z tym zakątkiem świata, tam, na Wschodzie, gdzie Katyń i Smoleńsk już na zawsze będzie się nam kojarzyło podwójne cięcie na obliczu naszej Ojczyzny. Jedno cięcie – jak zbrodnia sprzed siedemdziesięciu lat, drugie – jak wczorajsza katastrofa. Może wpisanie tych dwóch ran – katyńskiej i smoleńskiej, wpisanie ich w nasze serca uczyni nas wszystkich ludźmi bardziej głębokimi i mądrymi? Może rozsądniejsza będzie krytyka polityków, która dla wielu ludzi w naszym kraju stała się niemalże religią i ma tuszować ich własną nieporadność albo i czasami nawet nieuczciwość? Może więcej będzie pomiędzy nami wzajemnego zrozumienia i dialogu, mniej sporów? Może uda się wyciągnięciem ręki do siebie uczcić pamięć polityków lewicy i prawicy, którzy razem wczoraj polegli? Lecieli razem, ramię w ramię, w jednym kierunku – by uczcić katyńskich żołnierzy. Wsiadając do samolotu, nie wiedzieli, że znicze, które miały zapłonąć w miejscu kaźni z roku 1940, będą paliły się dla ich pamięci.
Może te bolesne fakty mocno zapamiętamy? Bo i nad naszymi wszystkimi sporami, niechęciami, nad wszystkim, co nas niekiedy dzieli, zapłoną kiedyś cmentarne światełka. Ta tragedia pokazuje, jak w istocie wspólny jest nasz los, jak przez kruchość naszego życia jesteśmy sobie bliscy, wierzący i niewierzący, ci z jednej i ci z drugiej opcji politycznej, świeccy i duchowni.
Jezus powiedział kiedyś: „Pogódź się ze swoim przeciwnikiem szybko, dopóki jesteś w drodze”. Wczorajsza tragedia niezwykle przekonująco pokazuje sens tych słów. Kiedy Chrystus w dzisiejszej Ewangelii pokazał Apostołom swe rany, oni się rozradowali, bo wtedy były już one znakiem Jego triumfu. Uczniowie rozpoznawali Zbawiciela po ranach, rozpoznali Jego potęgę i miłość.
My, Polacy, długo będziemy wpatrywać się jeszcze w smoleńską ranę naszej Ojczyzny. Co w niej będziemy rozpoznawać po latach, zależy od nas samych, zależy od naszego dziś.
We fragmencie Ewangelii, która była czytana podczas tej Eucharystii: „Zmartwychwstały Jezus trzykrotnie mówi do swoich uczniów słowa: Pokój wam”. Takiego daru wtedy najbardziej potrzebowali. Zamknięci w Wieczerniku obawiali się o swoją przyszłość. Chrystusowy pokój przywracał im nadzieję i wiarę.
Wczorajsze wydarzenia także zamknęły nas, Polaków, w smutku i w kręgu trudnych pytań. Gromadziliśmy się licznie na sprawowanych mszach w intencji ofiar, modliliśmy się w świątyniach, w miejscach publicznych, we własnych domach. Wszystko czyniliśmy także po to, by i nam w tych dniach Zbawiciel udzielił szczególnego pokoju. Tak bardzo go teraz potrzebujemy.
Pokój Boży nie niweluje cierpienia, ale pozwala je mądrze przeżywać. On nie błogo usypia, a wręcz przeciwnie – budzi ze snu. O ten pokój prosimy dziś dla rodzin poległych, dla nas wszystkich. Czy Bóg go nam udzieli?
Odpowiedź znajdujemy w dzisiejszym drugim czytaniu zaczerpniętym z Księgi Apokalipsy, Jezus mówi tam: „Przestań się lękać. Jam jest pierwszy i ostatni i żyjący. Byłem umarły, a oto jestem żyjący na wieki wieków. I mam klucze śmierci i otchłani”. Niech te słowa Biblii obudzą w nas wiarę większą niż pokusa zwątpienia. Niech pozwolą nam dostrzec głębszy wymiar tragicznych wydarzeń.
Wszystkie agencje prasowe podawały wczoraj wiadomość, że Prezydent Polski nie dotarł na katyńskie uroczystości, że w katastrofie zginęli także generałowie. Ale Słowo Boże daje nam prawo wierzyć, że Pan Prezydent Rzeczypospolitej i Jego wspaniała generalska świta właśnie do polskich żołnierzy dotarli. Nie na ich groby, ale na Niebieską Paradę w domu Ojca, Paradę, którą odwiecznie przyjmuje od rzeszy zbawionych Chrystus Król i Pan.
Posłuchajmy, jak opisuje to święty Jan w Księdze Apokalipsy: „Potem ujrzałem niebo otwarte, a oto biały koń, a Ten, co na nim siedzi, zwany Wiernym i Prawdziwym, oto sprawiedliwie sądzi i walczy. Odziany jest w szatę we krwi skąpaną. A wojska, które są w niebie, towarzyszyły mu na białych koniach. A z Jego ust wychodzi ostry miecz. A na szacie i na biodrze swym ma wypisane imię: Król Królów i Pan Panów”.
I na koniec jeszcze jedna myśl. Na początku bieżącego roku Pan Prezydent udzielił wywiadu jednemu z czasopism. Prowadzący zapytał go o plany i postanowienia na rok 2010. Lech Kaczyński odpowiedział: „Wszystko, co mnie dobrego w życiu spotkało, było z zaskoczenia. Moje doświadczenie życiowe uczy, że lepiej nie planować”.
„Wszystko, co mnie dobrego w życiu spotkało, było z zaskoczenia...”. O śmierci! O śmierci! Gdzie jest twoje zwycięstwo?

Keine Kommentare: